Nasi Baptysci wysadzili nas w wiosce niedaleko Cuj- Napoca. Bylo juz kolo polnocy, dlatego postanowilismy rozbic namiot w poblizu stacji benzynowej. Znalezlismy jakis trawnik- mrowisko (jak okazalo sie rano) oddzielony od stacji parkingiem dla tirow. W nocy pomysl wydawal nam sie byc swietny, jednak juz o 7 rano, po tym, jak wszystkie tiry ruszyly w trase, przekonalismy sie, ze nie byl to madry wybor. Obsluga parkinngu najpierw chodzila przez pol godziny w okol naszego namiotu, nastepnie bardzo uprzejmie poinformowala nas, ze w czasie godziny musimy sie zmywac. Nie bez trudnu (poniewaz Malej zalaczyl sie len i nie chciala wstawac), spakowalismy swoje rzeczy i ruszylismy w droge. Slyszelismy juz wczesniej, ze autostop tutaj jest bardzo popularny, jednak nie spodziewalismy sie tego, ze jest on platny. Poza tym ruch uliczny to naprawde jakas czarna magia, bowiem Rumuni potrafia wyprzedzac takze prawa strona, nawet jesli na poboczu stoja inne samochody, czy ludzie. Jakims cudem udalo nam sie dotrzec do Cluj- Napoka- stolicy Transylwanii. Wzielismy "prysznic" w toalecie w supermarkecie, zwiedzilismy centrum i ruszylismy na nocleg poza granice miasta. Niedaleko budowy nowego hotelu na krancach miasta, znalezlismy piekne miejsce z widokiem na gory i zachod slonca. Nastpenego dnia, z wielkim trudnem, stopujac najwyzej po 30 km dojechalismy do Sibiu. Wczesniej, w malej miejscowosci na trasie, udalo nam sie zobaczyc festiwal muzyki tradycyjnej, granej przez Turkow i Grekow.