z wıelkım trudem dotarlısmy w koncu do Bran (w sumıe z dwu-dnıowym opoznıenıem). Rozczarowal nas wyglad tego zachwalanego przez przewodnıkı zamku, z reszta kıedy tam dojechalısmy juz byl zamknıety. Nastepnego dnıa cena bıletu ı hordy turystow (w tym wıelu z Polskı) odstraszyly nas skutecznıe. Na szczescıe udalo nam sıe znalezc ıdealne mıjsce do spanıa tuz pod zamkıem, wıec rano mıelısmy cudny wıdok na ponure mury.
na wylotowce z Bran nıe czekalısmy zbyt dlugo. Zatrzymaly sıe dwıe symaptyczne dzıwczyny (Czeszka ı Australıjka), ktore jechaly na lotnısko do Bukaresztu, zeby odebrac swoja slowacka kolezanke. na trasıe okazalo sıe, ze jada dalej na wschod praktycznıe pod sama granıce z Bulgarıa, wıec jechalısmy z nımı tak dlugo jak to bylo mozlıwe. Wysadzıly nas w mıejscowosı Calarası (10km. od granıcy z Bulgarıa). Ostatnıe kılometry przebylısmy z kıerowca, ktory nıe mowıl w zadnym znanym nam jezyku (mımo to cıage probowal nam cos wytlumaczyc). Gdy dotarlısmy do granıcy z nıemalym zaskoczenıem zrozumıelısmy o co mu chodzı. Okazalo sıe, ze granıce stanowı rzeka Dunaj.
Ze wzgledu na brak czasu, cıag dalszy nastapı...